Strona Główna

Historia Lubomina
 
Historia Strugi

Historia Index

Historia Kościoła Matki Bożej Bolesnej w Strudze

(w opracowaniu)


    Od wielu lat, staram się zebrać jak najwięcej informacji o Strudze i Lubominie – o naszych obydwu Kościołach - cierpliwie je opracowywać i udostępniać. Niestety jest to tylko kompilacja tekstów i zdobytych informacji.

   Szczęśliwym zrządzeniem Opatrzności Bożej, na Wielkanoc Roku Pańskiego 2015 otrzymałem od Pani Bogny Ludwig książkę „Fundacje sakralne Czettrizów w Wałbrzychu i Okolicach” wydanej przez Oficynę Wydawniczą Politechniki Wrocławskiej.

   Co więcej, Pani Bogna – ofiarowała Parafii całą tą wiedzę – to bardzo hojny dar.

   Można więc zestawić ze sobą te strzępki informacji które zebrałem i historyczną wiedzę zdobytą przy pomocy aparatu naukowego. Druga sprawa to to, że takie zestawienie jest całkiem pouczające.

Historia Kościoła w Strudze

(wedle tutejszego Proboszcza)


Pierwsze Wzmianki

   Pierwsze wzmianki o świątyni w Adelsbachu, pochodzą z 1305 roku. W Księdze Fundacji Biskupstwa Wrocławskiego, zapisano trzy słowa: "Adelsbach - wieś z Kościołem". Oczywiście wieś musiała istnieć wcześniej, bo o tym też, zachowały się małe wzmianki - trzeba więc przypuszczać, że Kościół istniał tutaj od 1280 roku.

   Prawie na pewno, pierwsze świątynie w Strudze były drewniane.  Niestety nie wiemy, czy były one stawiane w tym samym miejscu. Doświadczenie podpowiada, że często budowano świątynie, jedna na drugiej. Dochodzi tu jeszcze sprawa Cmentarza, który zawsze jej towarzyszył - tego wszak nie można było przenieść, nawet jeśli kościół zniszczał czy spalił się. A jednak w czasie prac, przy odwodnieniu świątyni, w 2009 roku, nie natrafiliśmy na żadne ślady, żadnych fundamentów: kamiennych, czy drewnianych.

Kościół Fundacji Zygmunta i Georga von Czettritz


   Znany nam Kościół p.w. Matki Boskiej Bolesnej, mógł zostać wzniesiony w 1532 roku. Na niezachowaną inskrypcję z tą datą powołuje się w swym inwentarzu Lutsch, określając czas budowy kościoła. W WKKLA z kolei czytamy: "Z powodu braku właściwych /sprawdzonych/ wiadomości nie wiadomo, kiedy zbudowano tutejszy kościół i za czyich rządów to się działo; podobno miał go zbudować jakiś hrabia Ulryk von Schaffgotsch, czy też pan von Czettritz z Neuhause, wersja ta opiera się na wypowiedziach starych gospodarzy, którzy otrzymali tę wiadomość od swoich przodków. W którym jednak roku to się działo, pozostaje dalej niepewne. Na zewnętrznej ścianie biblioteki na murze kościoła nad otworem okiennym widnieje cyfra 1539 można więc wnioskować, że kościół mógł zostać zbudowany w tym roku."  - taką informację zapisano pod datą 13 maja 1776 roku.

   Rozbieżność między datami 1532 - 1539, łatwo jest wytłumaczyć pomyłką. Niestety w czasie remontów, mimo usilnych starań, nie udało się nam odnaleźć inskrypcji z datą - aby tą pomyłkę zweryfikować.

   Trzeba nam jeszcze dodać, że między datą wyrytą w kamieniu, a faktycznym odprawieniem, pierwszego nabożeństwa - może minąć i całe dziesięciolecie.

   W każdym razie, najstarszy odnaleziony zapis pochodzi z 1541 roku i umieszczono go na epitafium Zygmunta von Czettriz z Neuhause (dzisiaj to dzielnica Wałbrzycha - Nowy Dwór), Abraham, był pierwszym z Rodu, który na stałe zamieszkał w Adelsbachu. Śmiem twierdzić, że to właśnie on i  i jego brat Georg byli fundatorami Świątyni o których wspomina WKKLA.

   Nie wiemy kiedy Zygmunt się urodził, znamy tylko datę jego osiedlenia w Adelsbachu (1528 rok)  i datę śmierci - 1541. Wiem też, że był człowiekiem majętnym i Pan Bóg nie obdarzył go potomstwem. Zestawiając daty 1528 - 1532 (lub 1539) - 1541, i to że epitafium ustawiono przy Głównym Ołtarzu (najważniejszym w Kościele miejscu) - taki wniosek można by było podtrzymać. Inna sprawa, że budując albo remontując świątynię, można stracić sporo zdrowia i tak chyba było.

   Również i później patronami kościoła byli właściciele majątku w Strudze. W 1577 Abraham Straszy (+ 1585) wraz z małżonką Marią von Nimptsch z Petterwitz (być może są to Piotrowice Świdnickie), zbudowali pierwszą dzwonnicę i ufundowali dzwon. Im też Pałac zawdzięcza swoją świetność. Kogoś z Czetritzów także, wymienia się jako fundatorów ołtarza Kościele.

   Kościół tak jak Rodzina panująca, przechodził różne koleje losu. Kiedy Dziedzice rozkwitali, dobrze działo się w świątyni, kiedy ich majątek podupadał - również i tu było marnie.

Historia Kościoła w Strudze

(wedle Pani Bogny Ludwig i współczesnych badań historycznych)


   Kościółek w Strudze, zapewne początkowo drewniany, zbudowany został w XIII w., skoro wymieniany jest w spisie z 1305 r. W 1376 roku został odnotowany jako rector ecclesiae Adlungisbache (opiekun kościoła) kard. Johan zu St. Marcus, zaś w kolejnym roku podany jest fundator kościoła Ulrich Schoff.

   W 1382 roku Ulrich Schoff i jego żona Elisabeth wraz z rycerzami Reincko, Ulrichem, Rupertem i Peterem ufundowali ołtarz w kościele w Strudze.

   Obiekt murowany zachowany do dziś powstał w pierwszej połowie XVI w., jest mało prawdopodobne, że w tym miejscu wznosiła się jakakolwiek wcześniejsza murowana budowla. Anders podaje, że luteranie przejęli istniejący już kościół, Berg wylicza go wśród kościołów odbudowanych przez ewangelików i zaopatrzonych w nowy majątek kościelny. 0 czasie budowy informuje data -1532 r. (lub raczej 1539), oglądana na nadprożu okiennym okna pierwszego piętra przybudówki południowej tzw. biblioteki. Fundatorem świątyni musiał być więc Siegmund, wznosząc ją może jako votum po powrocie z wojny tureckiej, lub jego brat Ulrich, w rok przed śmiercią, albo osiadły właśnie w Strudze Georg. Taki czas powstania potwierdza zastosowanie bezżebrowych sklepień prezbiterium, poprowadzonych na wysokim ostrołuku.

   Być może kościół powstał jako świadectwo poparcia nauki Lutra przez właścicieli Strugi. Po jakimś czasie wzniesiono także wieżę, ukończoną w 1577 r. Następnie w końcu XVI i na początku XVII w. wprowadzono nowe wyposażenie wnętrza adekwatne do potrzeb nowej wspólnoty. Ustawiono po środku nawy chrzcielnicę (jej istnienie potwierdza cynowa pokrywa odnotowana w spisie z czasów redukcji i zachowana do dziś z wyrytą datą 1613. Była też zapewne ambona. Do 1654 roku ufundowano trzy dzwony. Przynajmniej jeden z nich był donacją Czettritzów, o czym można się było dowiedzieć z inskrypcji odczytanej po pożarze w XVIII w. Przypuszczalnie skonstruowano też wtedy empory dookoła  całego wnętrza (tzw. hór), istniejące jeszcze do końca lat 60. XX w. Być może równocześnie wstawiono ołtarz, choć bardzo prawdopodobne, że w kościele zachowano gotycką nastawę ołtarzową. Z tego czasu pochodziło malowane epitafium, według przekazu Lutscha z 1577 r., z fundatorem rycerzem - prawdopodobnie Adamem Czettritzem, wykonane w trakcie jego choroby lub po śmierci. W połowie XVII wieku planowano wyremontować dach i pokryć go dachówkami, na ten cel przygotowano już materiały, które zostały przejęte przez komisję kościelną.

   12 lutego 1654 roku nastąpiła tzw. redukcja, czyli przejęcie kościoła w Strudze przez hierarchię katolicką i włączenie do nowo organizowanej parafii pod kierownictwem proboszcza ze Starych Bogaczowic, cystersa o. Martinusa Wunibaldusa. Następnie Struga należała do parafii wałbrzysko-boguszowskiej, jej proboszcz zamieszkał w Lubominie. W miejscowości była tylko jedna katolicka rodzina. Gdy w 1741 roku powstała ewangelicka parafia w Szczawnic, Struga weszła w jej skład. Miejscowy kościół pozostał katolicki, ewangelików cały czas grzebano jednak na cmentarzu przykościelnym. W 1755 roku w wieżę dzwonnicy trafił piorun (może chodziło o wieżę wznoszącą się bezpośrednio przy kościele, ponad obecną kaplicą południową i tzw. biblioteką, której już nie odbudowano, wywołując pożar na tyle duży, że budowla została zniszczona, spadły i popękały też wszystkie trzy dzwony. W roku 1775 dziekan i proboszcz z Mieroszowa (w obrębie tej parafii znalazły się kościoły w Strudze, Lubominie i Boguszowie) ks. Franciszek Mueller rozpoczął odbudowę. Już w tym samym roku odlano trzy nowe dzwony. W następnym ukończono odbudowę dzwonnicy, wstawiono dokument w gałkę hełmu krytego gontem. W tych czasach wykonano także obudowę figury późnogotyckiej, datowanej na XVI w. - Madonny z Dzieciątkiem na półksiężycu w ołtarzu głównym. W końcu XVIII lub w XIX w. powstał mur cmentarny otaczający działkę kościelną.

   Kościół remontowano w XVIII wieku, wtedy to zapewne przekształcono okna i przebudowano dzwonnicę. Kolejne prace prowadzpno w latach 1860-1861. Być może wówczas wstawiono nowy ołtarz z obrazem Piety. Dekoracja malarska łuku tęczowego powstała na przełomie XIX i XX w. Odnotowany remont w 1930 r. mógł dotyczyć próby osuszenia obiektu i wzmocnienia jego konstrukcji. Prawdopodobnie pogrubiono wówczas ściany prezbiterium, wykonywano izolację przeciwwodną poziomą i wentylację budynku. W latach 1965-1969 usunięto empory, zapewne zmieniono też strop.

   W kolejnych wykonano prace budowlane, naprawę fundamentów i odwodnienie. Nie starczyło jednak środków na uratowanie drewnianej części dzwonnicy, która zawaliła się w latach 70. XX w. Od 2003 roku prowadzone są prace remontowe, których efektem jest zmiana elewacji i remont wnętrza oraz zabezpieczenie epitafiów.

Tekst pochodzi z książki Pani Bogny Ludwig „Fundacje sakralne Czettrizów w Wałbrzychu i Okolicach” wydanej przez Oficynę Wydawniczą Politechniki Wrocławskiej Wrocław 2014

Z tekstu nie można korzystać bez wiedzy Autorki.


Czas od Reformacji do Wielkiej Wojny


   Kiedy Ród Czetritzów ze Strugi wygasł na Hansie Georgu (+ 1770), Kościołem opiekowała się Rodzina Seher - Thoss. To o nich czytamy w  WKKLA: "Skoro łaska Boża nad nami oraz nad naszymi godnymi szacunku gminami Dolnym i Górnym Adelsbach w taki sposób się okazała, że sercem naszego barona dziedzica i właściciela ziemskiego dotąd kierowała i uczciwymi chrześcijańskimi przekonaniami obydwu gmin tak rządziła, został przez nich powzięty zamiar, aby odbudować wieżę kościelną zniszczoną dopustem Bożym dnia 7 czerwca 1755 roku o drugiej nad ranem od pioruna i przywrócić do dawnego stanu roztopione przy tym dzwony." Tym hojnym Dziedzicem był Karol Ferdynand Zygmunt Baron von Seher - Thoss. Niestety i ten dzwon nie przetrwał.

   Kiedy zamykano kulę na dzwonnicy 15 listopada 1846 roku w WKKLA, wpisano listę Rodów po Czettrizach, które opiekowały się miejscowością i Kościołem od 1776 roku:

1. Rodzina von Kluge
2. Baron von Seher Thoss
3. Pułkownik von Hohendorf
4. Pani von Platen
5. Pani baronowa von Richthofen
6. Baron von Richthofen
7. Hrabia von Zieten
8. Baron von Rabenau

   W 1846 roku w WKKLA czytamy jeszcze: "że w 1843 roku hrabia von Zieten jako ówczesny dziedzic podarował ewangelickim mieszkańcom nowy plac na cmentarz, w 1845 roku urządzono go i otoczono murem."

   Przytaczamy tu tylko te opisy do których mamy dostęp, ale ile jeszcze było dobrodziejstw z ich strony, których już nich nie pamięta, to już tylko Bóg na niebie wie. Tylko te stare epitafia świadczą o ich hojności.

***

   Przez stulecia Świątynia doświadczała wielu remontów i kolejny raz popadała w ruinę. Gospodarząc w Strudze od 10 lat i mając za sobą generalny remont, próbuję z notatek odnalezionych na dzwonnicy, odtworzyć co mogło się  wydarzyć po drodze.

   Kiedy w 2008 roku, remontowano dach świątyni -  w ścianie, którą nazwę szczytem, na poddaszu -  na styku nawy i prezbiterium, odnalazłem nie obsadzone otwory montażowe po belkach. Wsadzając tam dłoń, nie znalazłem tam jednak spróchniałego drewna, ale popiół z wypalonej konstrukcji. Sądzę że obecna Świątynia przeżyła również i pożar. Być może stało się to również 7 czerwca 1755 roku, kiedy jak opisuje WKKLA spłonęła Dzwonnica. Znając to miejsce, wiem, że tego pożaru nie można było ugasić - być może zajęła się też Świątynia. Jest to jednak tylko przypuszczenie.

   Kolejne zapisane ślady po remontach, też znajdujemy w WKKLA:

   "Od 30 lat, mianowicie aż do roku 1817 można było tylko dwoma dzwonami dzwonić, gdyż trzeci mały pękł w 1787 roku i nie nadawał się do użytku. Po cierpieniach niżej opisanej wojny 1813 - 1815 można było doprowadzić do naprawy. Postanowiono uszkodzony dzwon przetopić, co wykonano w 1817 roku."

   "Dzwonnica przy tutejszym kościele w swej górnej części uległa pewnemu zniszczeniu i dlatego trzeba było naprawić uszkodzenia. Przy tym okazało się, że także puszka na wieży wymaga naprawy, zdjęto ją więc 17 października 1846"

   Mowa tutaj oczywiście o dzwonnicy, ale z doświadczenia wiem, że obydwa budynki zawsze znajdowały się w bliźniaczym stanie i dźwiganie jednego, zazwyczaj sąsiadowało z odnawianiem drugiego. Niestety zawsze działo się to z ogromnymi trudnościami i nie tylko materialnymi, jak jest dzisiaj. Na dowód, przytoczę jeszcze jeden dramatyczny cytat (przepraszam, że nie chronologicznie, ale w tym wypadku chodzi o wspomniane wyżej problemy): "Roku 1763 nastąpił wyczekiwany z tęsknotą pokój. Zawarty został 15 lutego wymienionego roku na elektorskim zamku saksońskim Huberstburg między trzema mocarstwami, panującym domem Prus, cesarzową i królową Marią Teresą i księciem elektorem saksońskim. Wymienione przyczyny spowodowały, że budowa wieży, jakkolwiek tutejsza gmina bardzo sobie jej życzyła, przeciągnęła się do 21 lat."

***

   Zmieniali się Dziedzice, zmieniały się i czasy. Wojny, powodzie, pożary - wreszcie reformacja, sprawiały, że wszystko się zmieniło.

   Reformacja na Śląsku nie miała charakteru gwałtownego. Zmiany w życiu religijno - kościelnym zachodziły stopniowo. Nie wiemy więc dokładnie, kiedy w Strudze i w Lubominie, zaczęto śpiewać po niemiecku Psalmy. Wedle Kroniki Świebodzic, tamtejsza wspólnota, miała przyjąć ewangelickie wyznanie wiary w latach 1524 - 1528, rozsądek podpowiada, że i w Strudze było podobnie. Niestety opisanie tych przemian, przerasta moje możliwości - zbyt wiele towarzyszyło temu wojen, przelanej krwi oraz bohaterów tych wydarzeń - wielkich i małych. W Historii Strugi, umieściłem obszerne fragmenty z Kroniki Świebodzic, które być może pozwolą Państwu lepiej zrozumieć, jak odbierali te zmiany tutejsi mieszkańcy.

   Wracając do historii naszej Świątyni, przypuszczam, że wszystko to - odbiło się także na wystroju Kościoła, być może wtedy pojawił się chór, okalający świątynię, na pewno wnętrze stało się ciemniejsze, zniknęły obrazy i dawny wystrój ołtarza.

***

   Dziesiątego lutego 1654 roku - znów wszystko się zmieniło. W myśl zasady "Czyja ziemia, tego religia", przeprowadzono tzw. redukcję Kościoła,  czyli znów przekazano go Katolikom. Nie wiem, czy chodziło tu o przekonania religijne Hansa Georga von Czettritz i jego żony Katarzyny, czy o wyznanie ówczesnego władcy.

   Oczywiście łatwo jest napisać historykowi, ze stało się to jednego dnia.  Ale Adelsbach, leżał wtedy na końcu świata. Dosłownie za górami, za lasami. Zanim przekazano klucze katolikom, minęło jeszcze sporo czasu.

   Z drugiej strony - nie było komu ich przekazać. W Schematyzmie Archidiecezji Wrocławskiej z 1724 roku zanotowano, że w Parafii Boguszów - Gorce, do której należy wtedy Konradów, Jabłów, Lubomin i Struga - jest 85 katolików oraz 2158 luteran. Oznacza to zaledwie kilka osób które w Strudze, zostały przy Kościele Katolickim.

   Dzisiaj, kiedy do naszego Kościoła chodzi na co dzień 130 osób w niedzielę, trudno jest utrzymać świątynię i spłacić zobowiązania po remontach. "Cuius regio, eius religio" mogło oznaczać tylko dwie rzeczy, albo zupełną katastrofę materialną i płacz po stracie świątyni, albo współpracę i wspólne oddawanie czci Bogu.

   W Adelsbachu wybrano to drugie. Najbliższe zbory luterańskie były w Szczawnie i w Starych Bogaczowicach, a i to wybudowano je późno. Jeszcze latem można tam było dotrzeć w miarę wygodnie, ale przez osiem miesięcy w roku, taka coniedzielna wyprawa, była niemożliwa. Dlatego modlono się wspólnie, i wspólnie dbano o Świątynię.

   Księża katoliccy, pastorzy najczęściej rezydowali daleko, podróż była udręką - więc troska o Kościół spoczywała w całości na barkach dziedziców i wiernych: katolików - tych było malutko, oraz protestantów. A wszystko to, wśród zwyczajnych na Śląsku spraw które pisarz sądowy Schmidt opisał w takich rozdziałach:

3. O pożarach.
4. O wielkiej wodzie i drożyźnie.
5. O wojnach.
6. O chorobach.
7. O niskich cenach zboża.

   A jednak, mimo tylu przeciwności Kościół Matki Bolesnej w Strudze przetrwał. Boże bądź dla tych wszystkich ludzi - znanych i nieznanych, miłosierny i łaskawy - ciężko zapracowali aby osiągnąć szczęście Zbawionych.

   Ostatnim niemieckim kościelnym i organistą był śp. Pan Bröckner, mieszkający na ulicy Głównej, pod nr. 59 (później w tym domu mieszkali Państwo Werszner, wreszcie była tam plebania. Dzisiaj budynek nie istnieje). Na grobie Pana Bröcknera stoi dzisiaj obelisk ku czci pomarłych mieszkańców Adelsbachu.

Okres Powojenny i Czasy Współczesne


   W stanie, mniej - więcej dostatecznym, Kościół przetrwał do II Wojny Światowej. Czyją otoczony był opieką, możemy tylko spekulować. Zapewne, jak powiedziane było wcześniej, zarówno katolicy, jak i luteranie dbali o wspólne dobro.

   Po Wojnie, Struga stała się częścią Parafii pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Szczawnie Zdroju. Najpierw w ogóle, a później Mszę św. odprawiano tutaj, tylko w niedzielę. Utarł się też zwyczaj który stanowił, że tamtejsi księża wikariusze opiekowali się Kościołami - jeden w Lubominie, drugi w Strudze.

   Jednak opieka ta była raczej symboliczna. Do Świątyń filialnych trudno było dojechać. Najpierw "w konie", później rowerem, motorem - wreszcie samochodem osobowym. Kiedy zima była bardzo sroga - nie przyjeżdżał nikt.

   Również od strony materialnej było bardzo ciężko. Kościoły, były utrzymywane, ze skromnej niedzielnej tacy (z jednej Mszy św.), więc większość prac, wykonywana była "pospolitym ruszeniem" - wtedy kiedy było już bardzo źle. A mimo to, dużo zrobiono.

   Kościół na pewno został po wojnie otynkowany, pomalowany.

   Wiele znaków wskazuje na to, że dach został raz, albo dwa razy pokryty dachówką - "z odzysku".

   Przeprowadzono również prace odwadniające.  Odkopano fundamenty, ścianę uszczelniono lepikiem, a przestrzeń wokół fundamentu wypełniono kamieniami, i dużymi, odłamkami gruzu.  Dzisiaj wydaje się archaiczne - sposób był jednak dobry i skuteczny. Kiedyśmy po czterdziestu latach, prowadzili te same prace, w sumie nieco nowocześniej, ale zrobiliśmy to samo co nasi poprzednicy.

   W latach siedemdziesiatych, zawaliła się górna - drewniana część dzwonnicy. Od połowy XIX wieku, konstrukcja bardzo podupadła - wreszcie zniszczała całkiem. Choć w dzisiejszych czasach, wydawać się to może barbarzyństwem, ale po prostu nie było innej możliwości. Wspólnota była uboga, Szczawno miało ważniejsze sprawy, Państwo Polskie było obojętne na takie problemy. Po prostu, tak musiało się stać. Również i dzisiaj (AD 2011), odbudowa dzwonnicy jest niemożliwa. Szacowany koszt - to jakieś 200 000 zł. Jest to nieosiągalne. Ale Pan Bóg Pobłogosławi!

   Po katastrofie, zapadłą część odbudowano w uproszczonej formie. Ocalały dzwon, umieszczono na stalowej konstrukcji.

   W Kaplicy Matki Bożej Anielskiej, która służyła za kostnicę, a później jako salka katechetyczna - zmieniono pokrycie dachowe.

   We wnętrzu Kościoła, raczej nie przeprowadzano wielkich prac. Zlikwidowano częściowo zdewastowany chór i ambonę (za czasów ks. Bolesława Wasila). Być może, odnowiono także organy. W Prezbiterium, podwyższono posadzkę, wylewając tam grubą warstwę betonu. Kościół był wielokrotnie malowany wewnątrz.

   Ogromne zasługi dla Kościoła Matki Bożej Bolesnej w Strudze mają księża którzy na tym terenie pracowali: ks. Prałat Alojzy Szmidt i ks. Prałat Józef Strugarek - Proboszczowie w Szczawnie Zdroju, a także tamtejsi księża wikariusze. Wspomnieć trzeba ks. Bolesława Wasila który pracował tutaj w latach 1965 - 1969, wreszcie podziękować musimy ks. Czesławowi Komuszyna, który był pierwszym proboszczem naszej Parafii (pracował tu w latach 1988 - 2001).

   Również wielu świeckich zasłużyło się dla Świątyni Strużańskiej w XX wieku. Domaga się to uzupełnienia,  ale wyliczyć można kilka Rodzin które dbały o Kościół: Rodzinę Państwa Stec, Rodzinę Państwa Skarżyńskich, Rodzinę Państwa Wiak, Rodzinę Państwa Tabor.

   Wspomnijmy również zmarłych: Marię Werszner (zm. 17 I 1990), Józefa Golińskiego (zm. 13 IV 1990), Maksymiliana Mucha (zm. 26 V 1994), Eugeniusza Owsianka (zm. 22 X 2009),  Stanisława Luter (zm. 18 XI 2004), Mariana Wiak (9 IV 1992), śp. Pana Jana Czajka - mieszkańca Szczawna Zdroju, który zawsze służył pomocą przy Kościele Strużańskim.

***

   Początek XXI wieku, okazał się dla Kościoła, bardzo owocny. Odnowiono posadzkę, uporządkowano i odnowiono stare epitafia, sprawiono nowe ławki (2003 rok). Następnie wymieniono całą instalację elektryczną (2005 rok) i sprawiono nowe oświetlenie (2006 rok). W roku 2008 odremontowano dach i wzmocniono żelbetonem strop świątyni, zaś w roku 2009 odnowiono elewację i izolację fundamentów.

   Ponieważ większość dobroczyńców prosiła, aby zachować ich anonimowość - muszę spełnić to życzenie. Jednak, jeśli ktoś poszpera w Księdze Ogłoszeń, na pewno znajdzie ich nazwiska. Wspomnieć trzeba jednak ks. Eugeniusza Mitka, który swoją hojnością umożliwił przystąpienie do tzw. "dużych" remontów, oraz śp. Jacka Rabiniaka, który wraz ze swoją firmą odnowił posadzkę.

   Wszystkie meble kościelne wykonał współcześnie, Mistrz Stolarski - Pan Jan Żurawski.

   Jedynym po wojnie kościelnym był śp. Jan Czapnik (zm. 29 IX 1972). Później starała się o świątynię śp. Anna Kraszewska (zm. 12 II 1983), a po niej śp. Stefania Luter (zm. 19 VIII 2010). Grabarzem przez długie lata był śp. Józef Dudek (zm. 20 III 1989), a później śp . Feliks Charchut (zm. 28 VI 1995).

   Porządkami  w świątyni zajmują się od dziesięciu lat Panie: Bożena Janiszewska i Anna Zakręt.

Architektura Kościoła Matki Bożej Bolesnej w Strudze


   Kościół w Strudze jest budowla orientowaną. Prezbiterium skierowane jest na wschód (z niewielkim 5 - stopniowym odchyleniem północnym). Identycznie zorientowany jest Kościół w Lubominie. Również i tu, Budowniczy kierowali się faktycznym punktem wschodu Słońca. Kościół usytuowano na wzniesieniu, w samym centrum Strugi. Takie położenie ułatwiało dostęp, ale też zabezpieczało Świątynię i Cmentarz przed częstymi tutaj powodziami. Pierwotnie prowadziła tutaj tylko jedna droga - od siedziby Czettritzów. Współcześnie, trochę celowo, a trochę przypadkiem powstała także droga od strony wschodniej.

FUNDAMENTY



   Ponieważ Budowla stoi na wysokiej skarpie, osadzono ją na bardzo solidnych fundamentach, sięgających dwa metry w głąb ziemi. W odróżnieniu od Lubomina, podłoże nie jest skaliste. Tym więcej trzeba było rozwagi przy projektowaniu. Bibliotekę jako bardziej wysuniętą na południe (w stronę skarpy), wzmocniono przyporami. Mimo upływu czasu (479 lat istnienia), i wielu prowadzonych prac, zdaje się, że nie podniósł się także poziom gruntu przy Kościele - z przodu. Od strony północnej grunt jest już około metra wyżej.

   Być może w czasie kiedy budynek powstawał, podłoże było mniej narażone na problemy z ciekami wodnymi. W miarę jak las ustępował uprawom, od północnej strony - a zwłaszcza po Wielkiej Wojnie, kiedy ogromne pola drenażowano, ziemia stała się tutaj podmokła. A jednak fundamenty mocno opierają się tym problemom.

   Kładąc fundament w narożnikach Nawy, osadzono potężne owalne, elementy z gruboziarnistego piaskowca. Ich pochodzenie jest nieznane, ale wielkość budzi respekt. Każdy z nich waży około jednej tony. Podobne dwa albo trzy, znaleźliśmy w posadzce kościoła.

   Wedle naszej wiedzy, położony fundament, ostatecznie ukształtował plan budynku. Nie stwierdziliśmy śladów starszych konstrukcji. Nie ma też śladu po jakichś niedokończonych projektach, czy nie zrealizowanych pomysłach.
Przyziemie

   Plan przyziemia, nasuwa myśl, o jakiejś pierwotnej kaplicy (w miejscu prezbiterium). Można pokusić się też o teorię, wedle której świątynia byłaby rozbudowywana w ciągu: prezbiterium - nawa - zakrystia - biblioteka. Jednak mając dostęp przez wiele miesięcy, do każdego centymetra fundamentu, murów i wieńca świątyni, skłaniam się do myśli, że wszystkie te elementy wzniesiono równocześnie, na przestrzeni wielu lat. Gdyby było inaczej, znaleziono by usilne ślady łączenie poszczególnych elementów, ale i tak, na stosunkowo miękkim gruncie poszczególne części musiałby się odspoić, tak jak to miało miejsce w Lubominie (AD 2011). Jedyne wątpliwości budzi tutaj Biblioteka, ale o tym wspominamy poniżej.

   Trzeba też poważnie wziąć pod uwagę, jeszcze jedną wersję wydarzeń. Przyjmując, że Kościół budowano przez dłuższy czas (może nawet i 10 lat), mogło być i tak, że fundament powstał w całości, takim jakim go znamy dzisiaj - następnie wznoszenie murów rozpoczęto od Prezbiterium i to miejsce jak najszybciej ukończono (pamiętając o całym założeniu architektonicznym - szczególnie o ścianie zachodniej Prezbiterium). Później budowano resztę Nawy.

   Jeśli przyjąć taki plan pracy - wierni po dwóch latach, mieliby malutki murowany Kościół, a z resztą prac, nie trzeba by było się spieszyć. To tłumaczyłoby także owe dodatkowe drzwi na ścianie południowej.


POSADZKA


   Pierwotnie posadzka kościoła wyłożona była na całej użytecznej przestrzeni, płytami z piaskowca (takie same znajdziemy na dziedzińcu pałacu). Fragment tego pokrycia odtworzony został pod chórem. Płyty ułożono na gołej ziemi. Wyraźnie było widać, że wykonywano te prace pobieżnie, z materiału już wcześniej gdzieś użytego. Zapewne działo się to trudniejszych czasach.

   Dużą część posadki wyłożono starymi nagrobkami. Trzy z nich, wskazują wyraźnie, że ułożono je pod stopami wiernych, w miejscach dużego ruchu. Na tych leżących pod chórem, napisy są wręcz zeszlifowane stopami modlących się. Inne (Doroty w. 2, Katarzyny, Heleny, Ludmiły) wykorzystano tylko raz - zużyte jest jedynie odwrocie kamieni. Należy założyć, że posadzka była kilka razy przekładana - w różnych konfiguracjach. Coraz to potrzaskane płyty "kwadratowe", zamieniano nagrobkami. Kiedy zużyły się i te, odwracano je na plecy. W którymś momencie - być może współcześnie, tam gdzie zabrakło piaskowca, położono płytki ceramiczne.

Stara Posadzka

   Wspomnijmy jeszcze, że epitafium śp. Ludmiły von Dohna przez 350 lat służyło jako "płyta wejściowa". Każdy - kto przez ten czas wszedł do Kościoła, choćby i nie chciał, musiał się z Ludmiłą spotkać.

   Nadal jednak piszący te słowa, nie jest w stanie wyjaśnić, dlaczego użyto nagrobków do takiego celu. Nie wiem też, gdzie  mogły się pierwotnie znajdować. Uspokoić mogę jedynie tych z czcigodnych Czytelników, którzy snują domysł o tym, że "Polak potrafi". Nie - wszystkie te podchody z tablicami, miały miejsce setki lat wcześniej, przed II Wojną Światową.


   Pod starymi ławkami, położono drewniany podest - także na gołej ziemi. Same ławki, które zastaliśmy w XXI wieku, były już zupełnie zużyte. Nie miały jakiejś wyszukanej formy. Na chórze zachowała się jedna - z rzeźbionymi bokami, ale ta pochodzi prawdopodobnie z wcześniejszych czasów.

   Ze względów bezpieczeństwa, w czasie prac przy posadzce, w trzech miejscach wkopano otwory sondujące, aby wykluczyć możliwość istnienia krypt, grobowców i innych konstrukcji podziemnych (2003 rok). Ponieważ wylewano kilka ton betonu, musieliśmy mieć pewność że nowa posadzka nie zapadnie się. Jednak nic nie znaleźliśmy (z resztą - bardzo dobrze, że tak się stało).

   Jedynie po lewej stronie w ziemi leżały: ludzka czaszka i dwie kości długie. Znalezisko o tyle dziwne, że nie było wokół żadnych części drewnianych ani metalowych. Nie było też innych kości. Z resztą szczątki ukryte były stosunkowo płytko. Z należnym szacunkiem, szczątki pochowaliśmy w tym samym miejscu. Dołączono też w szczelnym naczyniu, informację o wykonywanych pracach, nasze podpisy i zapewnienie, że ten zmarły … to nie nasza zasługa.

Przesłanie

   Nie można wykluczyć, że jest ktoś pochowany w prezbiterium. Nie zachowały się żadne informacje o prowadzonych pracach, a gruba warstwa betonu nie pozwala na żadne wnioski. Prace te (przy podniesieniu posadzki przy Ołtarzu) mogły być wykonane w latach 60 - 70 XX wieku. Wtedy też wyniesiono stamtąd tablicę Ernesta i Charlotty von Hohendorf i przestawiono na jedną ze ścian nawy kościoła. Podobnie próbowano postąpić z epitafium Zygmunta von Czettriz. Ten jednak był oporny. Kamień upadł i rozbił się na kilka części. Być może równocześnie prowadzono prace przy odwodnieniu kościoła. Rozbite elementy włożono więc do przygotowywanego wkopu. Tam przeleżały do 2009 roku.

   W kaplicy Matki Bożej Częstochowskiej, nie zastaliśmy żadnej posadzki, tylko goła ziemia. Być może pomieszczenie szykowane od początku jako magazynek grabarza, miało podłogę drewnianą, ale upływające stulecia zrobiły swoje.

   W zakrystii posadzka wykonana była również z piaskowca. Ten jednak zniszczał i ks. Czesław Komuszyna położył tam płytki ceramiczne.

MURY KOŚCIOŁA


   O ile na planie fundamentów widać jednomyślność założenia architektonicznego, o tyle przy murach świątyni dostrzec można wiele zmian i pomysłów które realizowano w różnych okresach.

   Generalnie Kościół wybudowano z czerwonego kamienia, którego jest tutaj pod dostatkiem. Jedynie górna część biblioteki, uzupełniona została cegłą. Wszystkie zaś narożniki wykonano z bloków piaskowca. Ten ostatni element, został odkryty i pokazany na frontowej ścianie. Same mury mają przeciętnie grubość 110 centymerów.

   Zamysł Budowniczych przewidywał, że surowe ściany nie zostaną otynkowane, dlatego Budowniczy przykładali dużą wagę do jakości zewnętrznych bloków skalnych i elementów z piaskowca. Później z konieczności - kościół otynkowano. Stało się to zarazem przekleństwem jak i dobrodziejstwem. Przez czterysta lat  - odpadający tynk, straszył każde następne modlące się tu pokolenie. Odnowienie elewacji domagało się ogromnej pracy i wielkich wydatków, co dla małej wspólnoty wiernych, było sporym wyzwaniem. Z drugiej strony, umożliwiało to zakrycie śladów, mnóstwa przeróbek i zasklepienie pęknięć w murach.

Ściana Północna Nawy Kościoła

   Najbardziej jednorodną formę mają ściany zachodnia i północna. Na Ścianie północnej, nie przewidziano żadnych okien, więc jest to jednorodny, lity mur kamienny. Jedyną niedoskonałością, jest szczelina pęknięcia muru, na całej wysokości budynku. Oczywiście nie zobaczymy ich teraz, dlatego że remont zabliźnił te rany - ale chcę, aby potomni wiedzieli - co to tam jest pod spodem.

Ściana Zachodnia Nawy Kościoła

   Ściana zachodnia opatrzona została dwoma wysokimi oknami. Wewnątrz okna zwieńczone są łukami, jednak zewnętrznie otwory są prostokątne - i chyba taki był zamysł, ponieważ nie widać było na "gołym murze", widocznych gdzie indziej przemurowań. Centralnie Budowniczy umieścili okrągłe okno - rozetę, później otwór zamurowano. Być może uczyniono to, po zamontowaniu instrumentu. Na zewnątrz rozetę, zgrabnie wykończono blokami gruboziarnistego piaskowca. Ten element udało się wydobyć i dzisiaj jest wyeksponowany. U szczytu znalazło się małe okienko - lufcik dający odrobinę światła na poddaszu.

Biblioteka

   Biblioteka, sprawia rzeczywiście elementu dobudowanego. Powodów takiego wniosku jest kilka.

- po lewej stronie (u styku z nawą), widać było bardzo wyraźnie pęknięcie na całej wysokości.
- wspomniana wcześniej kontynuacja z cegieł (dokładnie osiem górnych warstw).
- wreszcie, jeśli każdy narożnik, wsparty jest na blokach piaskowca, tak tutaj ich nie znajdziemy.

   A  jednak ten fragment, pasuje idealnie do reszty budynku. Trudno też wyobrazić sobie, żeby ktoś podjął się, za cenę ogromnego trudu, dobudować tutaj dwa pomieszczenia  o rozmiarach 6 m kw. Z tego jedno z nich było ślepe.

   Powróćmy jednak do naszej, wędrówki wokół murów Kościoła w Strudze. Gdzie jesteśmy? Acha - przy Bibliotece. W  ścianie  południowej i wschodniej, na wysokości pięterka, umieszczono dwa prostokątne okna - taki był plan i nie zmieniano później ich wyglądu.

   Poniżej na wschodniej ścianie umieszczono wejście prowadzące do ślepej komórki. Dzisiaj znajdziemy tam tylko malutkie okienko. W stosownym czasie (nie piszę kiedy, bo nie wiem czy owa zbrodnia się przedawniła - chociaż minęło 10 lat … to już chyba tak?), owóż - w stosownym czasie, z zachowaniem wszelkich środków inżynierskich, przebito się do komórki od wnętrza Kościoła, zaś wejście zewnętrzne zamurowano - w ten sposób powstała Kaplica Matki Bożej Częstochowskiej.

   Pierwotnie komórka była miejscem zarezerwowanym dla grabarza, tam składano smętne narzędzia: łopaty, kilofy i inne takie tam. Ja zastałem tu odrobinę węgla i wapna w kącie, zwój drutu i bardzo poręczny łom. Na sklepieniu pokrytym tynkiem, ktoś wydrapał swoje inicjały i wyimaginowane herby. Widać musiał siedzieć tam w kozie, jakiś rozmarzony młodzieniec.

   Jak wspomniano wcześniej, pomieszczenie nie miało posadzki.

Ściana Południowa Nawy Kościoła

   Ściana południowa to fragment Kościoła, bodajże najbardziej doświadczony przez upływający czas. Zastaliśmy go zwyczajnie: z dwoma prostokątnymi oknami nawy, drzwiami wejściowymi i niezgrabnym daszkiem nad wejściem. Po zdjęciu elewacji, mogliśmy się dokładniej przyjrzeć zmaganiom kolejnych pokoleń z wyglądem tego miejsca.


   Na ścianie były umocowane również epitafia: Hohendorfów,  Abrahama oraz Freudigerów  - zachowało się zdjęcie na którym widać ten ostatni, nagrobek niedługo po wojnie. W roku 2002, wszystkie te tablice przenieśliśmy do wnętrza nawy, gdzie zostały wmurowane w ściany. Jednak wędrówka nagrobka Katariny i Johhana Davida Freudiger,  zakończyła się dopiero w 2008 roku, kiedy wmurowano go w ścianę Zakrystii - o tym będzie jeszcze mowa poniżej.

   Z grubsza tak to wyglądało. Nieistniejący już daszek, został zamontowany po II Wojnie. Bliźniaczy zrobiono nad drzwiami Zakrystii.

   Drzwi i okno, umieszczono wspólnie, w jednej - wysokiej na pięć metrów wnęce. Jeśli przez moment przyjęlibyśmy, że Biblioteka została dobudowana, to można by pokusić się o wniosek, że wnęka ta, umieszczona była centrycznie, na środku ściany południowej. Widoczne pod tynkiem zmagania nie wyjaśniają, jak miało to być rozwiązane. Czy budowniczy planowali jej całość, wypełnić odrzwiami? Czy może brama i nad nią zwieńczone łukiem okno? Można przypuszczać, że z upływem czasu - obydwa rozwiązania były zastosowane. Zastane w XXI wieku  rozwiązanie było takie: okna mają kształt prostokąta - wszystkie łuki zostają zamurowane. Widać też było, że okna wyszły z pod jednej ręki i w jednym czasie. Podobnie jak współcześnie: Stolarka - Jan Żurawski, oszklenie - Wiesław Tyrka. Tyle tylko, że remont elewacji w XIX wieku, znów wypadł na trudne czasy.

Ściana Południowa

   Wejście okolono słupami z piaskowca. Wedle naszej wiedzy elementy te pochodziły z innych budowli. Zastaliśmy je popękane. Najbardziej ucierpiała belka górna. Kiedy zamontowano daszek, zniszczeń nie było widać, jednak po jego zdjęciu okazało się, że tej części nie da się uratować. Z opresji uratował nas ks. Stanisław Olszowy z Kiełczyna, który odpowiedni element z piaskowca ofiarował. Pasował idealnie - bez żadnej obróbki. Stare drewniane drzwi zostały spalone, zaś nowe ufundował pośmiertnie zmarły tragicznie Damian Brzoza (zm. 25 X 2009).

   Wokół okna i drzwi, widać dramatyczne próby ratowania kruszejących murów i próby wpasowania elementów, które były dostępne. Nie ma się co dziwić XIX wiecznym murarzom. Wnęka liczy kilka metrów wysokości - praktycznie przecina na pół całą ścianę. Z drugiej strony, okno było konieczne. Wokół nawy był chór, przesłaniał okna na ścianie zachodniej. Jeszcze bardziej zasłonięte było drugie (albo jedyne) okno ściany przy której jesteśmy - południowej. Dlatego każdy promyk słońca w Kościele był na wagę złota.

   Po uzgodnieniu z Wojewódzkim Konserwatorem Zabytków, okno nad drzwiami współcześnie, zlikwidowano.

   Po zdjęciu kolejnej części tynku na ścianie południowej okazało się, że drugie okno na tej ścianie "oryginalnie" mogło być zakończone łukiem. Od wewnątrz świątyni, nie było to aż tak widoczne. Ale kiedy spadł tynk …! Ręce nam opadły. Pierwotne okno było śliczne. Dlaczego postąpiono z nim tak niemądrze - nie mam pojęcia. Łuk i stosunkowo duży otwór okienny, zamurowano pozostawiając zaledwie trzecią część powierzchni użytecznej. Dodatkowo, okno miało inny rozmiar niż sąsiednie (było sporo węższe).

   Być może (w biedzie i niedoli kolejnego wymuszonego remontu) korzystano z okien które już były. Kilkadziesiąt starych cegieł i pięć wiader zaprawy, o wiele mniej kosztuje niż sprawienie nowych wymyślnych drewnianych konstrukcji. A może do remontu przystąpił ktoś bez wyobraźni, i na kolanie wymyślał doraźne rozwiązania. Piszącemu te słowa kapłanowi, łatwo jest tak powiedzieć. Przy remoncie AD 2009, korzystaliśmy z najnowocześniejszych technologii, a do stolarza - Pana Jana Żurawskiego, wystarczało się tylko ładnie uśmiechnąć, aby po tygodniu robotnicy mogli montować luksusowe ramy z modrzewia. Ktokolwiek więc, ten poprzedni remont przeprowadzał, niech odpoczywa w pokoju.

   Po uzgodnieniu z Wojewódzkim Konserwatorem Zabytków, drugie okno odbudowano, mniej więcej w pierwotnym kształcie.

Ściana Południowa Prezbiterium

   Kiedy prace przeszły na południową ścianę Prezbiterium - oczywiście największe emocje wzbudzał kształt okna. Ale tutaj czekał nas zawód. Okno oryginalne było prostokątne. Trochę na siłę próbowaliśmy udowodnić że mogło być inaczej, ale nic ma z tego nie wyszło. Okno było prostokątne i już! Pani Konserwator Barbara Obelinda, widząc nasze starania, pozwoliła jednak, aby odnowić je w kształcie sąsiedniego.

   Ponieważ zbijanie tynku zaczęto od okna, nic nie wskazywało, aby ta malutka ściana miała przynieść jakieś inne niespodzianki. Stało się jednak inaczej. Okazało się, że z lewej strony znajdowały się jeszcze jedne drzwi do Kościoła. Znaleźliśmy je zamurowane kamieniem, takim samym jak reszta ścian.

Prezbiterium

   Jak widać obecnie, odrzwia okolone są futryną z gruboziarnistego piaskowca. Dokładne oględziny podpowiadają, ze również i ten potężny element pochodzi z innej budowli. Oczywiście ciekawość zwyciężyła i próbowaliśmy wysądować, co kryje się pod warstwą kamienia. Okazało się, że drzwi zamurowano od zewnątrz pierwotnie. Krótko po - albo już czasie budowania Kościoła. Zachowano natomiast wnękę od wewnątrz świątyni. Również i tą zamurowano, ale znacznie później. Skutkiem tego powstała wewnątrz murów prezbiterium, nisza która światło dzienne ujrzała w dniu 14 sierpnia 2009 roku.

   Pomieszczenie zabezpieczono przed przemarzaniem i przy pomocy p. Tadeusza Piorun, pokryto wewnątrz imitacją kamiennego muru. W pracach pomagał także p. Tomasz Piorun i p. Paweł Bukalski. Później wstawiono tam krzyż, który rok wcześniej, został zdjęty ze szczytu Kościoła. Obecnie (AD 2011) dostęp do wnęki, zamknięty jest imitacją antycznych drzwi.

   Już w 2005 roku, kiedy wykonywano instalacje elektryczną, okazało się, że ściany prezbiterium są podwójne: warstwa kamienna - pusta przestrzeń (ok. 25 cm) - pojedyncza warstwa cegieł (od wnętrza Świątyni). W 2009 roku, przy odkryciu ślepych drzwi - raz jeszcze to się potwierdziło. Mur pod spodem jest całkiem surowy - bez śladu tynków, jakby nie wykończony, bądź też odkuwany z warstwą kamienia. Z drugiej strony, nowa ceglana ścianka wznosi się na całej wysokości Prezbiterium. Wykonanie chybotliwej, niestabilnej konstrukcji z cegieł - uważając na łukowe sklepienia, wielkie okno, to musiało być trudne i niezrozumiałe zadanie. W dodatku musiało to trwać przynamniej miesiąc - w miejscu które w kościele, jest zawsze potrzebne. Jest to wszystko zdumiewające i niewytłumaczalne.

Ściana wschodnia Prezbiterium

   Dzisiaj ściana wschodnia Prezbiterium, prezentuje się wspaniale. Jednak przy projektowaniu u zarania, budowniczy mieli problem z jej wyglądem. Pomyślano aby prostą ścianę szczytową, ozdobić oknem - a najlepiej dwoma.

   Pierwsze z nich, to piękne, duże, łukowe okno - w optycznym centrum ściany frontowej. Musiało dawać mnóstwo światła. Słońce przed południem, szerokim promieniem świeciło przez cały Kościół. Wspomnieć tutaj trzeba, ze dawniej Najświętszą Ofiarę odprawiano o poranku.

Ściana Wschodnia

   Niestety w roku 1900, zamówiono do Kościoła nowy ołtarz - znany nam dzisiaj, obraz Matki Bożej Bolesnej. Ktoś nie przemyślał zamówienia. Po postawieniu konstrukcji, okno trzeba było zamurować, widać było przez nie odwrocie płótna i toporne ramy. Wysyłając robotników, nie zadano sobie jednak trudu zdjęcia framugi i szyb - zostały tam do dzisiaj.

   Drugie duże okno, nie widoczne dzisiaj - umieszczono półtorej metra nad pierwszym. To było prostokątne i wielce brzydkie. Wychodziło na poddasze Kościoła. Zamurowano je dopiero po II Wojnie.

   Dla potomnych dodajmy, że przez środek ściany przebiega brzydkie pęknięcie - gdzieś około roku 2030, będziecie musieli coś z tym zrobić.

   Po zakończeniu remontu, we wnęce okiennej zamontowano modrzewiowy krzyż, ufundowany przez piszącego te słowa, zaś figurę Zbawiciela ufundował pośmiertnie Józef Miętkiewicz (zm.  20 XI 2009).

Ściana północna Prezbiterium z Zakrystią

   Ściana północna Prezbiterium styka się z Zakrystią. Na tym styku, istniały jeszcze jedne drzwi do Kościoła. Zastaliśmy je zabite blachą - nieużywane. Na pewno istniały od początku - przebicie ich później, było niemożliwe. W tym miejscu ściana zakrystii liczy zaledwie 3 m szerokości, a mur jest najgrubszy - 120 cm kamienia. Prawdopodobnie po Wielkiej Wojnie, dołożono tutaj daszek (ten przetrwałby i trzecią wojnę). Dzisiaj, nie bardzo rozumiem logikę tego wejścia, ale widać 480 lat temu, była taka potrzeba. Zapewne ks. Czesław zaślepił to wejście, zaś wnękę powstałą wewnątrz - wykorzystano na szafki. Oczywiście starych drzwi nie usunięto, ale zabito je deskami. Kiedy je odsłoniliśmy - na szybkach, wisiały jeszcze przedwojenne firanki.

Zakrystia

   Przy pomocy p. Tadeusza Piorun, wstawiliśmy w to przejście nagrobek Freudigerów. Od wewnątrz, wykorzystując różne elementy z piaskowca, przygotowaliśmy miejsce na kasę pancerną. Kasa może nie jest tu bardzo potrzebna (przechowujemy w niej butelkę wina, marki "Fresco"), bardzo nam jednak zależało na wspomnianych piaskowcach. Górna część - to fragment epitafium malutkiej Magdaleny von Czettriz (1621-1623), zaś dolne fragmenty pochodzą z tablicy Ernesta (+1784) i Charlotty (+1811) von Hohendorf.

   Kiedy w 2008 roku zdjęto dachówkę nad Zakrystią, można było się przyjrzeć dokładniej ścianie północnej zakrystii. Nie ma tam śladów tynku. Nie otynkowany jest także widoczny fragment "wschodniej ściany" Nawy Kościoła. Myślę, że jest to jeszcze jeden dowód aby uznać, że Zakrystia, Prezbiterium i Nawa były w zawarte w planie pierwotnym jako zwarty obiekt - równocześnie wznoszony.

   Dodajmy jeszcze, że pod dachem Zakrystii, na ścianie północne Prezbiterium - widać dwa rzędy płytkich otworów. Kilka podobych, odkryliśmy także w innych miejscach. Być może służyły do osadzania belek rusztowania.

Bogu niech będą dzięki

x. Zbigniew Bartosiewicz AD 2011
Proboszcz Parafii Rzymsko Katolickiej
pw. Matki Bożej Bolesnej
w Strudze 
Powrót do początku strony

Niech Będzie Pochwalony Jezus Chrystus!